Szturmowali to przeklęte wzgórze Anglicy, Nowozelandczycy, Hindusi… Wszyscy je szturmowali. I nic. Niemcy się okopali tak szczelnie i tak piekielnie ostrzeliwali, że przełamanie Linii Gustawa wydawało się być ponad ludzkie siły. To właśnie usłyszał wtedy Anders – jeśli wam się nie uda, nikt chyba nie zdobędzie tej cholernej góry. 2 Korpus Polski stanął więc do walki. Po tygodniu ciężkich walk nad klasztorem Cassino załopotała biało-czerwona flaga zaś droga do Rzymu stanęła otworem. Wojny nie skończyli jednak bez wątpienia ją skrócili. Gdy grzebano poległych – pozostało ich w Cassino prawie tysiąc – Ref Ren pisał swoje „Czerwone Maki”.
To było dokładnie osiemdziesiąt lat temu. A jednak te „Maki” wciąż robią tak potężne wrażenie, wciąż tak głęboko wchodzą do głowy i duszy.
Dziś znów rocznica. Tych co zdobywali wzgórze pozostała dziś zaledwie garstka. Nie ma już z nami Tolka, nie ma Alka Mrzyka, nie ma Zbyszka, Adama, Henryka – z roku na rok coraz więcej krzeseł pozostaje pustych … Pięknie jednak patrzeć na nich choćby w głębi siebie – i na wojsko, które wreszcie im oddaje zasłużony honor. Bo kto raz był żołnierzem i spróbował prochu, pozostaje nim do końca.
Nie ma ich już z nami ale przecież tak naprawdę zawsze będą. Będą – póki o nich pamiętamy.
Schylcie dziś na chwilę głowy. Chwała Bohaterom. Tym prawdziwym, najprawdziwszym.
—
W dzisiejszej uroczystości zorganizowanej przez Urząd do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych pod warszawskim pomnikiem Monte Cassino wzięli udział ostatni żyjący weterani 2 Korpusu Polskiego. My też tam byliśmy razem z rodzinami żołnierzy 2 Korpusu.
Bo jeśli jest historia – musi być też pamięć.
Zawsze.























